„Godzilla Minus One” to potwornie dobry film. Wbrew pozorom to nie jedynie symfonia destrukcji, ale bardzo intymna i kameralna historia. Japońska Godzilla zdeptała Hollywood.
Niech was nie zmylą tytuł i plakat filmu. W „Godzilla Minus One” potwór jest postacią drugoplanową. Symbolem ludzkich lęków i poczucia winy. Pretekstem do ukazania ważniejszej historii. To film o zhańbionym pilocie kamikaze który musi poradzić sobie z wojennymi traumami. Shikishima wśród gruzów Tokio opiekuje się samotną kobietą i osieroconym dzieckiem, ale „jego wojna nadal trwa”. Wewnętrzny dramat skromnego żołnierza z PTSD splata się z atakiem monstrum. Pojawia się szansa na odkupienie i zemstę.
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram
Godzilla Minus One – najlepszy film o Godzilli od 1954 roku
„Godzilla Minus One” jest prztyczkiem w nos twórców amerykańskich monster movie. To film dramatyczny i poważny. Trzymający w napięciu bardziej niż topowe horrory i thrillery. Wzruszający i wyciskający łzy. Owszem, ekspresja japońskich aktorów jest przerysowana. Grają jakby zjedli coś pikantnego i chcieli ukryć, że ich pali. „Godzilla Minus One” sprawia jednak, że obgryza się paznokcie drżąc o losy bohaterów. Nie są tylko elementami scenografii, które musi zmasakrować monstrualny jaszczur. Ich życie ma ogromne znaczenie. Ten film ludźmi stoi.
Nowy film Takashiego Yamazakiego wraca do korzeni. To również dojrzały antywojenny manifest, tak jak pierwszy japoński film o Godzilli z 1954 roku.
Jaszczur pojawia się przed kamerą rzadko, ale za każdym razem ekstremalnie widowiskowo, siejąc zniszczenie tak ogromne, że w połączeniu z więzią emocjonalną, którą czujemy z ludźmi, sprawia, że gdzieś tam podskórnie wcale nie chcemy aby wracała
– pisze Piotrek Kamiński z PPE.pl
Godzilla jest taka jak być powinna. To potworny żywioł. Wściekła i bezlitosna siła natury. Budzi strach i nienawiść. Nie można uciec przed Godzillą, nie można się bronić. Nie ma mrugnięcia okiem rodem z kiczowatych hollywoodzkich produkcji. Z Godzillą nie ma dyskusji. Jeszcze nigdy nie była tak niszczycielska, a jej ryk naprawdę mrozi krew w żyłach. Film potrafi też zaskoczyć ciszą, która dewastuje bardziej niż gargantuiczny jaszczur.
Japońska Godzilla (33. film wytwórni Tōhō o Godzilli) to znów niekwestionowany Król Potworów. Przy tej produkcji nadchodzący film „Godzilla i Kong: Nowe imperium” jest bez znaczenia. Jakby rodzina Badziewiaków próbowała aspirować do roli rodów z „Gry o Tron”.
Zrobić TAKIE widowisko za mniej niż 15 milionów dolarów? Godzilla zmiażdżyła Hollywood.
Skromne 15 milionów dolarów zainwestowanych w 37. film o wielkim gadzie na ekranie sumuje się w coś wartościowszego. Otulone nostalgią popkulturowe widowisko okazuje się przede wszystkim opowieścią o posiniaczonych przez wojnę japońskich sumieniach i zbiorowym wykuwaniu nadziei na lepsze jutro
– pisze Gabriel Krawczyk z Filmweb.pl.
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram