„Niewidzialna Wojna” to najlepszy film Patryka Vegi w jego reżyserskiej karierze. W kategorii „najlepsze polskie komedie”, Patryk Krzemieniecki plasuje się w ścisłym TOP 10!
„Niewidzialna wojna” to najlepszy film Patryka Vegi. Na żadnym innym nie bawiłem się aż tak dobrze. Reżyser ostatecznie zwolnił mnie z myślenia. Zbiór krótkich i niepowiązanych ze sobą scen to genialne rozwiązanie. Monologi zamiast dialogów odciążają. Nie jestem też obarczony doszukiwaniem się fabuły, której nie ma. Nie czekam w napięciu na finał, bo to Vega, więc wiadomo jak to się skończy. Czysta rozrywka.
NIEWIDZIALNA WOJNA – ŚMIECH PRZEZ ŁZY
Vega nakręcił najlepszą komedię w swojej karierze. Doceniam rozśmieszanie przerysowaną dramaturgią. Rozmowy z Jezusem, zmagania geniusza z nierozumiejącym go światem, szatańskie moce paraliżujące psa oraz Bracia Wachowscy kradnący Vedze pomysł na bullet time z Matrixa? Żart goni żart. A podmiana głównego aktora na otyłego, którego dubbinguje Rafał Zawierucha? Deus ex machina na, nomen omen, grubo! Scena nad przepaścią przejdzie do historii polskiej komedii. Gdy Vega-nastolatek grozi, że „jest jak rekin, bo nie odróżnia przyjaciół od jedzenia”, nikt nie zachowa kamiennejn twarzy.
Polskie kabarety mogą się od Vegi uczyć!
To także najlepszy film erotyczny w karierze Vegi. Niestrudzenie robi to sam ze sobą przez 2 godziny.
SAM NA SAM Z VEGĄ
Vega potraktował mnie jak VIP-a. Z jakichś powodów oglądalność jest marna. To więc jeden z niewielu reżyserów, który dał mi możliwość prywatnego seansu. A, przepraszam, w pewnym momencie w sali kinowej rozsiadło się jeszcze ego reżysera. Z trudem, ale jakoś się zmieściliśmy.
Film w weekend otwarcia obejrzało tylko 30 tys. widzów – ostrzega Gazeta.pl.
KONIEC ŻARTÓW Z VEGI. PRZEPRASZAM
Vega stworzył genialną autoerotyczną satyrę, ale to jednocześnie koniec śmiania się z Vegi. „I want to be numer 1” nakręcił film o tym kim jest naprawdę. Panie Vega, to wszystko wyjaśnia. Przepraszam.