Ależ to jest piękna brzydota! Poklatkowa animacja, „Dom” (The House) Netflixa w przewrotny sposób porusza motyw domu. Bardziej nawiedzeni od budynków są ich właściciele?
„Dom” jest satysfakcjonująco nieprzyjemnym połączeniem baśni, czarnej komedii i kina grozy. To antologia składająca się z trzech historii. Pierwsza traktuje o rodzinie, która podpisuje tajemniczą umowę i przeprowadza się do podejrzanej rezydencji. Jedynie dzieci orientują się, że domostwo to tak naprawdę miejsce z piekła rodem, które… żyje? Animacja z filcowymi postaciami ma w sobie mierzący pierwiastek rodem z horroru, sprawiający emocjonalny dyskomfort. Ciężko stwierdzić, czy bardziej przeraża, czy doprowadza do łez.
„Dom” to najlepszy horror na Netflix?
W drugiej historii właściciel domu, czyli antropomorficzny szczur, walczy z robactwem i groteskowymi lokatorami. Sterylne otoczenie ulega degradacji, robactwo stopniowo przejmuje władzę aż do przytłaczającego finału. Zaszczuty bohater pogrąża się w szaleństwie, walcząc z intruzami… a może to on jest intruzem w swoim lokum?
W trzeciej opowieści reżyserka Paloma Baeza przedstawia psychologiczną podróż kotki Rosy (Susan Wokoma), która desperacko stara się ratować dom niszczony przez powódź. Wpada jednak w sidła kociego coacha-szamana i… pułapkę samej siebie.
„Dom” nie tyle straszy, co wywołuje uczucie niepokoju. Enda Walsh i Nexus Studios stworzyli historie duszne i klaustrofobiczne. Dające do myślenia i wprawiające w zakłopotanie morałem rodem z mrocznych baśni w stylu Guillermo del Toro. Muzyka, którą skomponował Gustavo Santaolalla, nie jest tylko tłem animacji, ale jedną z jej głównych bohaterek.
Czy rzeczywiście domy są straszne i nawiedzone? „Dom” Netflixa sugeruje, że dziwne domostwa po prostu obnażają brutalną prawdę o ich właścicielach.
Chcesz więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram.