Serial „Pierścienie Władzy” nie zawiódł oczekiwań recenzentów – mają się nad czym pastwić. Ortodoksyjni fani Tolkiena najchętniej zakopaliby go w Morii głębiej niż drzemie Balrog. Tak jak my narzekamy na twór Amazona, tak „Władca Pierścieni” Petera Jacksona był krytykowany przez syna J.R.R Tolkiena. Jakim naprawdę był powiernikiem ojcowskiego dziedzictwa?
„Władca Pierścieni” Petera Jacksona to film absolutny i idealna ekranizacja prozy Tolkiena? Zapewne większość z nas krzyknie „Tak!” albo „for Frodo!”. Filmowa trylogia miała jednak wyjątkowego antyfana. Był nim brytyjski wykładowca akademicki i spadkobierca J.R.R. Tolkiena Christopher Tolkien. Przez niechęć do filmów Jacksona skonfliktował się nawet ze swoim synem Simonem Tolkienem. W 2012 roku wyznał jak bardzo nie lubił trzech kultowych filmów. Czym tak podpadła mu jacksonowska trylogia?
Christopher Tolkien, zarządzający fundacją Tolkien Estate, był dobrym opiekunem Śródziemia? A może opiekunem nadgorliwym niczym Gollum pilnujący Pierścienia Władzy? Czy bez jego opieki Śródziemie zostanie rzucone popkulturze na pożarcie?
Tolkien stał się potworem, pożartym przez własną popularność i pochłoniętym absurdem naszych czasów. Przepaść między pięknem i powagą dzieła, a tym, czym się stało, przytłoczyła mnie. Komercjalizacja zredukowała estetyczny i filozoficzny walor dzieła do zera. Jest dla mnie tylko jedno rozwiązanie: odwrócić głowę… Wypatroszyli książkę, robiąc z niej film akcji dla młodych ludzi w wieku od 15 do 25 lat
– powiedział Christopher Tolkien w rozmowie z Le Monde w 2012 roku.
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram
Syn Tolkiena kontra Władca Pierścieni. Dziedzictwo ojca
„Władca Pierścieni”, zanim trafił w ręce New Line Cinema i Petera Jacksona, a w nowym stuleciu w ręce Warner Bros, przeszedł drogę dłuższą niż Frodo do Mordoru. J.R.R. Tolkien sprzedał prawa do ekranizacji już w 1968 roku. Wędrowały od wytwórni do wytwórni, a adaptacją zainteresowani byli m.in. Stanley Kubrick, Walt Disney i George Lucas. Sam film powstawał w atmosferze galimatiasu prawnego. Co ważne, fundacja Tolkien Estate, pilnująca spuścizny Tolkiena, nie miała wpływu na fabułę filmu. I wówczas nie zarobiła na prawach autorskich (film New Line Cinema na licencji Saul Zaentz Company/Tolkien Enterprises/Middle-earth Enterprises). Co bardziej zabolało Christophera – brak kasy, czy brak kontroli? Czy syn Tolkiena najchętniej w ogóle nie pozwoliłby na ekranizację „Władcy Pierścieni”?
Christopher Tolkien był dosłownie strażnikiem dzieła swojego ojca. To on wykonał tytaniczną pracę i uporządkował skrzynie notatek poświęconych Śródziemiu. Dokończył i wydał w 1977 r. rozpoczęty przez ojca „Silmarillion”. Dzięki niemu w 2007 r. została wydana powieść stworzona ze skompletowanych przez niego zapisków ojca „Dzieci Húrina”, a w roku w 2017 „Beren i Lúthien”. Oczywiście dziedzictwo ojca to również pieniądze, których także trzeba pilnować. I to pieniądze, których zapewne sam smok Smaug by pozazdrościł.
Christopher Tolkien pilnował jakie produkty związane z franczyzą były wypuszczane na rynek przez Warner Bros. i Middle-earth Enterprises. I był gotowy walczyć „o swoje” przed sądem. Zgrzyty zaczęły się od gry „Lord of the Rings: The Fellowship of the Ring: Online Slot Game”. Jak przypomina Hollywood Reporter, pozew dotyczył „niepowetowanej straty wyrządzonej renomie J.R.R. Tolkiena”. Warner Bros. miało prawo do wykonania „namacalnych” towarów bazujących na postaciach z książek „Władca Pierścieni” i „Hobbit”, a produkty cyfrowe wychodziły poza warunki umowy. Nieoficjalnie mówi się, że tak naprawdę Christopher Tolkien uważał „Władcę Pierścieni” za katolicką powieść i raziły go elementy hazardu we wspomnianej grze.
Nie był to jedyny pozew wytoczony przez Tolkien Estate. Zgodnie z umową, wytwórnia New Line miała płacić Tolkien Estate 7.5% zysków z eksploatowania „Władcy Pierścieni”. Oczywiście wytwórnia nie zamierzała płacić „tak jakby nic nie zarobiła„. Bonnie Eskenazi, reprezentująca spadkobierców Tolkiena, mówiła o „kreatywnej księgowości”, ponieważ m.in. zapłacenie Saulowi Zaentzowi i Miramax 100 mln dolarów zaksięgowano jako koszty filmu, a do tego niszczono dokumenty i utrudniano audyty finansowe. Finalnie Tolkien Estate (a właściwie The Tolkien Trust zarządzające pieniędzmi Tolkien Estate) i Harper Collins Publishers Ltd. zawarli w 2009 roku „satysfakcjonującą” ugodę z New Line. I zielone światło dostał „Hobbit”. Szef Warner Bros. zapowiedział wtedy „korzystaną dla obu stron współpracę”. Czy jednak jedynie spór o pieniądze zraził Christophera Tolkiena do ekranizacji dzieł ojca?
Middle-earth Enterprises pozywające New Line, Peter Jackson pozywający New Line… procesy sądowe związane z „Władcą Pierścieni” to temat na niezłą sagę.
Zdaniem syna Tolkiena, komercyjne podejście do filmu „Władca Pierścieni” i jego promocji nie było zgodne z ideami jego ojca. Obawiał się również, że filmy i gadżety przyćmią literacki pierwowzór. Nieoficjalnie mówiło się, że pozostali członkowie rodziny zrzeszeni w Tolkien Estate (m.in. druga żona Christiana Baillie Tolkien i jego siostrzeniec Michael George Tolkien) chcieli, by popkultura bardziej korzystała z twórczości Tolkiena.
Christopher Tolkien zmarł w 2020 roku w wieku 95 lat. Z funkcji dyrektora Tolkien Estate zrezygnował w sierpniu 2017 roku. Tymczasem w listopadzie 2017 roku Amazon ogłosił nabycie praw do telewizyjnej adaptacji prozy Tolkiena za 250 milionów dolarów. Oczywiście taki kontrakt był negocjowany przez wiele miesięcy, więc na jego warunki z pewnością Christopher miał wpływ. Ile wynegocjowano po jego odejściu? Wiadomo jedynie, że Amazon nabył prawa do czerpania z “Drużyny Pierścienia”, “Dwóch Wież”, “Powrotu Króla”, treści dodatkowych i “Hobbita”, ale bez “Silmarillionu”, „Niedokończonych opowieści Śródziemia i Numenoru” oraz „Historii Śródziemia”. Co więcej, serial musiał być nakręcony zgodnie z wieloma wytycznymi Tolkien Estate.
J.D. Payne and Patrick McKay, showrunnerzy „Pierścieni Władzy”, przyznali, że ich serial to „interpretacja” lore Tolkiena. Oczywiście zapewnili, że konsultowali się z ekspertami ds. Tolkiena oraz spadkobiercami, w tym z wnukiem pisarza Simonem Tolkienem. Mieli nawet pytać o zgodę na wprowadzenie niektórych wątków.
A może gdyby tym showrunnerom na drodze stanął Christopher Tolkien nie pozwoliłby na tak wiele? Czy stanąłby okoniem wobec filmu „Hunt for Gollum” (planowany na 2026 r., może mieć dwie części), za który odpowiadają Warner Bros., Peter Jackson, Fran Walsh i Philippa Boyens?
Jaka będzie przyszłość spuścizny Tolkiena? Na ile pozwolą sobie Tolkien Estate i Middle-earth Enterprises (lista licencji związanych z Władcą Pierścieni)? A może wkrótce przekonamy się, że obrażony na popkulturę Christopher Tolkien wcale nie był taki zły?
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram
Źródło: The Wrap, Forbes, Screen Rant, Tolkien Estate, Vanity Fair, The Guardian, Deadline, The New York Times