„Marvels” to nie najlepszy film Marvela, ale mimo fatalnych wyników w box office, na pewno nie najgorszy. To rozrywka znacznie skuteczniejsza niż „Ant Man i Osa: Kwantomania” i „Thor: miłość i grom”. Skąd więc tak negatywne recenzje i opinie? Fani Marvela chyba zapomnieli jak się dobrze bawić.
„Marvels” to dobry film. Świadomy głupotek i absurdów, których jest pełen. Nie udaje czegoś czym nie jest. Lekkie buddy comedy, gruba kreska, szczypta space opery, girl power i dużo akcji. Niecałe 2 godziny sympatycznej i niezobowiązującej głupoty.
Iman Vellani jak Ms. Marvel jest urocza, naiwna i wkurzająca tak jak powinna być. Sceny na „śpiewającej planecie” są rozczulająco durne. Akcja z kotami to kosmiczny absurd i cringe ozdobiony muzyką z musicalu „Koty”. Motyw z zamianą miejsc jest świetnie zrealizowany.
Chcesz więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram
Recenzja „Marvels” – czarny charakter ma nie przeszkadzać
Zawe Ashton jako Dar-Benn jest na drugim planie. I bardzo dobrze. Pierwsze skrzypce gra relacja Kamala Khan – Spectrum – Kapitan Marvel. Osią filmu są bohaterki uczące się współpracować, a zszarzały czarny charakter nie może przeszkadzać. Ma robić groźne miny, nabałaganić i przegrać finałową walkę.
Film „Marvels” jest istotnym puzzlem w układance MCU. Decyzja Spectrum (Teyonach Parris) popycha filmowe uniwersum Marvela w nowym kierunku i otwiera całkiem nowy świat. Iman Vellani również podejmuje decyzję, która daje perspektywy na ciekawy rozwój franczyzy.
Skąd tak złe recenzje i opinie o „Marvels”? Zatwardziali fani Marvela chyba zapomnieli, że do kina idzie się uśmiechnąć, zrelaksować, chwilowo wyłączyć i zapomnieć o problemach. Co by reżyserka Nia DaCosta nie zrobiła i tak byłaby hejtowana. Toksyczne środowisko fanów Marvela potrafi narzekać, że np. Stark w filmie MCU ma inny kolor skarpetek niż w numerze komiksu sprzed czterdziestu lat. Niektórzy zapomnieli już jak niegdyś każdy numer komiksu wydany przez TM-Semic był jak dar z nieba.
Ortodoksyjni fani komiksów zawsze będą nabzdyczeni. Do niedawna żyli w swojej nerdowskiej niszy, w której byli jedyni i wyjątkowi. Teraz ich nisza stała się ogólnodostępną galerią handlową pełną atrakcji dla wszystkich. Diagnoza? Klasyczny ból „czterech liter”.
„Marvels” to film stworzony, by się uśmiechnąć i wyluzować. Przestańcie narzekać. Po prostu dobrze się bawcie.
Chcesz więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram