„Obcy: Romulus” to udany powrót z obczyzny Ridleya Scotta? Bez plumkania na kosmicznej fujarce, ewolucyjnego bicia piany i galaktycznej filozofii. Ten Obcy to sami swoi, ale…
Kosmiczna kolonia górnicza Weyland−Yutani to piekło. Choroby, przeludnienie, przemoc, brak słońca i czystego powietrza. Haruj aż padniesz. Do tego korporacyjny urzędas może jednym kliknięciem skasować ci kilka lat życia. Grupa młodych ludzi wpada na pomysł jak się z tego zadupia wyrwać. Wystarczy wykonać pewne zadanie na opuszczonej stacji kosmicznej, która ulegnie zniszczeniu za kilka godzin. Oczywiście nie zastanawiają się dlaczego mieszkańcy stacji zniknęli i co ją zdemolowało.
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram
Obcy: Romulus – panie Alvarez, daj pan pozwiedzać!
Tak jak w kultowych częściach „Obcego”, miejsce akcji jest jednym z głównych antagonistów filmu. Opuszczona stacja to klaustrofobiczne i duszne miejsce, obskurne, brudne, wilgotne. W ciasnych pomieszczeniach roi się od technologicznego gruzu, przycisków i wihajstrów. Terkoczą retrofuturystyczne komputery rodem z filmu „Obcy: ósmy pasażer Nostromo”, rzęzi rozsypująca się maszyneria. Mnóstwo jest zakamarków w których może czaić się śmierć. Wszystko jest organiczne i namacalne, chociaż strach czegokolwiek dotknąć.
„Obcy: Romulus” to piękny film. I to najpiękniejszy ze wszystkich „Obcych”. Pożera się go oczami. Niemal każdy kadr jest kunsztownym, mrocznym obrazem, który moglibyśmy powiesić w salonie. I to moim zdaniem największa wada filmu – przez tę galerię sztuki przebiegamy. I to stanowczo za szybko, by się w pełni nacieszyć obrazami. Dlaczego reżyser Fede Alvarez („Martwe zło„, „Nie oddychaj„) tak bardzo bał się wcisnąć hamulec? Gdybyśmy się zatrzymali i zaczęli dokładniej przyglądać, zobaczylibyśmy coś, czego reżyser nie był pewien lub czego się obawiał?
Kosmiczny festiwal easter eggów. Przedawkowana nostalgia?
„Obcy: Romulus” rozgrywa się między „Ósmym pasażerem Nostronomo” i „Decydującym starciem”. W bród jest więc easter eggów i cytatów z alienowej klasyki. Tak, CYTATY – to słowo najlepiej pasuje do „Romulusa”. Fede Alvarez złożył nim hołd kultowej trylogii, chociaż momentami chyba nie mógł się zdecydować, czy jego film ma być bardziej „jedynką” czy „dwójką”. Czy nostalgię i easter eggi można przedawkować? Wiele osób oglądając „Romulusa” odpowie sobie na to pytanie.
Kopiowanie pierwowzoru i żerowanie na klasyce kina? Na szczęście Fede Alvarez nauczył się pisać, a nie tylko rysować litery. Rozumie „Obcego”. Znów najstraszniejsze jest to czego nie widzimy. Jak za starych dobrych czasów efekty dźwiękowe oraz gra świateł i cieni sugerują obecność kosmicznych maszkar. Wiemy, że lada moment rozpocznie się rzeź. Czujemy zaszczucie, bezradność i paraliżujący strach rodem z gry „Alien: Isolation”, który nie pozwala choćby drgnąć. Ach, gdyby ta gra została zekranizowana, nawet 1:1…
CZYTAJ WIĘCEJ: Obcy – ósmy pasażer Nostromo – ciekawostki o filmie. „Odmówiła depilacji”
Znajomy Obcy. Inżynier Mamoń się nie mylił
Jak prezentują się kosmiczne potwory? Cyfrowe ksenomorfy, mimo rozwoju efektów komputerowych, od lat nie są w stanie dorównać bestii z „Ósmego pasażera Nostromo”, której np. ścięgna w szczękach zrobiono z prezerwatyw. Nowe horrory to coraz częściej cyfrowe p*rno, w którym od razu ściąga się gacie i świeci klejnotami. Alvarez to jednak romantyk, który pamięta jeszcze czym jest gra wstępna i wie co zasłonić, by pobudzić wyobraźnię. I najważniejsze – tym razem efekty praktyczne wygrały z CGI i green screenami. Ksenomorfy są przerażające, ociekające wydzielinami i wkur***e aż strach. Facehuggery sprawiają, że żołądek wykręca się na lewą stronę. Facehuggery dawno nie były tak zdeterminowane, by złożyć embriony w ludzkim ciele.
Obsada? Wiadomo, że Cailee Spaeny nie dorówna legendarnej Ripley. Poziom charyzmy ma raczej zbliżony do Millie Bobby Brown. Natomiast syntetyk Andy ze swoimi dwoma wcieleniami, wydający się dotknięty spektrum autyzmu, jest o niebo bardziej intrygujący niż flecista David (Michael Fassbender) z „Prometeusza” i „Przymierza”. Choć to android, jest w nim zdecydowanie najwięcej życia ze wszystkich bohaterów. Pozostałe postacie w „Romulusie”, jak to w klasycznych horrorach, mają tylko jedno zadanie, które wykonują ZABÓJCZO dobrze.
Co najważniejsze, „Obcy” znowu jest survival horrorem trzymającym za gardło, ponieważ ma STAWKĘ. Wreszcie jest komu kibicować. Relacja głównej bohaterki i androida Andy’ego sprawia, że trzymamy kciuki, by wyszli cało z krwawej łaźni. Łatwo nie będzie, bo jak to w „Obcym”, kosmiczne drapieżniki to nie jedyni przeciwnicy.
Oczywiście w „Romulusie” znajdziemy multum głupotek, fabularnych skrótów i „cudownych” zbiegów okoliczności. Nie jest to również arcydzieło ani najlepsza odsłona franczyzy. I co z tego? „Obcy: Romulus” to film, który po prostu wciąga bez reszty. Intensywna, mięsista i skondensowana rozrywka konsumowana na skraju fotela. Po prostu rozrywka.
Ale to już było… i powróci więcej! Prawo inżyniera Mamonia w kosmosie
W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku, ale studio filmowe na pewno usłyszy szelest twoich banknotów. Fede Alvarez z pewnością nakręci sequel „Romulusa”. Czy jednak Disney pozwoli mu stworzyć w pełni „własnego” Obcego bez nadzoru Ridleya Scotta? Oby tak, ale raczej nie. „Obcy: Romulus” i „Prey” pokazują, że aktualne kino unika ryzyka. Unosi się wygodnie na fali nostalgii i remake’ów, nie ryzykując zatonięcia w box office.
„Romulus” oskarżany jest o bycie filmem odtwórczym. Czy jednak potrzebna nam jest kolejna rewolucja w uniwersum „Obcego”? Chcemy aż tak ryzykować? Poza tym, prawo inżyniera Mamonia działa również w kosmicznych horrorach. A może fanom starych „Obcych” po prostu nie da się już dogodzić? Pytanie tylko czy to staliśmy się dorośli, wybredni czy po prostu zrzędliwi? Godzimy się na kompromisy czy po prostu przyzwyczajamy się do słabszych filmów?
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram