Marvel vs. DC. Dlaczego filmy Marvela i MCU odnoszą sukcesu, a Black Adam i The Flash tracą pieniądze? Co Warner i James Gunn robią źle?

Marvel vs DC. Dlaczego filmy Marvela zarabiają, a DCEU tonie?

Read Time:5 Minute, 17 Second

Marvel i Disney zarabiają, a DC i Warner Bros liczą straty. Dlaczego filmy Marvela, nawet te słabsze, odnoszą takie sukcesy, a „Black Adam”, „Shazam! Gniew bogów” i „The Flash” to finansowe klapy? Co Kevin Feige robi lepiej od Jamesa Gunna?

Filmy DC odnoszą kolejne finansowe porażki. To sytuacja kuriozalna, gdy ma się w arsenale tak ikoniczne postacie jak Superman, Batman, Flash, Aquaman i Wonder Woman. „Liga Sprawiedliwości” nie zarobiła nawet 700 milionów dolarów i nie uratuje jej żadna wersja „Snyder Cut” oglądana do góry nogami pod wodą na ekranie posmarowanym balsamem dla niemowląt jak pewnie życzyłby sobie Zack Snyder. Film „Wonder Woman 1984” zginął pod lawiną negatywnych recenzji, nie zarabiając nawet 200 mln dolarów. „Black Adam” mimo Dwayne’a Johnsona, nie zarobił nawet 400 mln dolarów. „Shazam! Gniew bogów” zarobił tylko 133,8 mln dolarów, a Flash jedynie 268,3 mln dolarów. Dlaczego idzie tak źle? I dlaczego Marvel robi to lepiej?

Chcesz więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram

Marvel buduje uniwersum, a DC robi bałagan

Można nie lubić filmów Marvela, ale trzeba przyznać, że przyniosły przełom w kinie superbohaterskim i powiew świeżości w popkulturze. Proste i często banalne historie dzięki Marvel Cinematic Universe nabrały głębi. Przede wszystkim Kevin Feige miał kompleksową i spójną wizję uniwersum, które budował przez 10 lat aż do „Avengers: Endgame”. Tymczasem filmowe i serialowe uniwersum DC to taki burdel, że aż się prosi o zatrudnienie alfonsa.

Marvelowska układanka działa. Tymczasem w DCEU nie ma mowy o spójności i kontinuum. Ogrom aktorów grających tych samych bohaterów przyprawia o zwrót głowy. Kto w końcu jest Batmanem? Ben Affleck? Kevin Conroy z „Młodych Tytanów”? Robert Pattison? Ian Glen? Seriale o Batmanie, Supermanie czy Flashu nie mają nic wspólnego z filmami kinowymi. Sam James Gunn po objęciu kierownictwa przyznał, że trzeba zrobić z tym porządek.

W Marvelu taki galimatias byłby nie do pomyślenia. Robert Downey Jr. to jedyny Iron Man i widz się nie pogubi. Scarlet Witch to Elizabeth Olsen, Hulk to Mark Ruffalo. Proste i skuteczne.

Marvel zarabia miliardy, a DC nie wie jak działa cameo

Marvel jest jak wędkarz, który czuje łowisko i skoro bierze, to wie, że warto zarzucać do skutku. DC natomiast poniewiera logikę. „Joker” Todda Phillipsa zdobył Oscary, a przy budżecie 55 milionów dolarów zarobił miliard. „The Batman” przy budżecie ok. 200 milionów, zarobił ok. cztery razy tyle. Wystarczy oprzeć filmowe uniwersum na Batmanie Pattisona i Jokerze Phoenixa, a widzowie biliby się o bilety do kina. A jednak, zepchnięto te filmy na magines jako „elseworld” i władowano pieniądze w katastrofy jak „Black Adam” i „Shazam! Gniew bogów”, a uniwersum po restarcie rozpocznie generyczny „Blue Beetle”. A skoro fani polubili Henry’ego Cavilla, to go zwolniono i zatrudniono bliźniaczo podobnego aktora, by nakręcić film „Superman Legacy” będący w założeniu podobny do „Człowieka ze stali”.

Wyobraźcie sobie, że Iron Man z Robertem Downeyem Jr. zarabia miliard… i nagle Kevin Feige mówi, ” dobra, to tylko elsworld, nie ma na nic wpływu, a w następnym filmie Tony’ego Starka zagra ktoś inny”. Marvel takich błędów nie popełnia. Wie jak ważne jest budowane więzi z bohaterem, która sprawia, że widzowie płączą i krzyczą na finale „Avengers: Endgame” i „Guardian of the galaxy vol. 3”. Nawet Drax, gadające drzewo i szop pracz przechodzą emocjonalną podróż, a bohaterowie filmów DC stoją w miejscu.

Marvel nie tylko wirtuozersko gra na sentymencie, ale też latami buduje podwaliny pod cameo, by miały siłę rażenia. Gdy w „Spider Man: no way home” pojawiło się trzech Spider-Manów, widzowie oszaleli. Tymczasem w filmie „The Flash” mamy zatrzęsienie Batmanów, Supermanów i Flashów, a sale kinowe świecą pustkami. Nawet gdyby wszyscy drugoplanowi herosi z „Black Adam” zginęli, nikt nie uroniłby łzy. Pamiętacie jak się nazywali? Kto był przeciwnikiem The Rocka? No właśnie…

Marvel wytycza szlaki, a DC ma sklerozę

Marvel nie boi się eksperymentować osadzając filmy w zaskakujących stylistykach. „Ant Man” był komedią heist movie. „Thor: Ragnarok” odarł nordyckiego boga z patosu, osadzając go w kiczowatej komediowej stylistyce z lat 80. „Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz” jako thiller szpiegowski podbił serca widzów. Strażnicy Galaktyki awansowali z komiksowego marginesu stając się space operą i kosmicznym westernem. „WandaVision” to odważna zabawa konwencjami. Tymczasem produkcje DC (głównie seriale The CW), tak samo jak filmy Sony, tkwią w superbohaterszczyźnie z przełomu XX i XXI wieku. „Suicide Sqad” może leżakować pomiędzy „Daredevilem” z Affleckiem, ekranizacją Spawna i „Zieloną Latarnią” z Reynoldsem. Fakt, komiksy o superbohaterach to głównie mordobicie, ale Kevin Feige wie, że sama rozwałka i efekty specjalne to za mało.

Włodarze Warnera nie zauważyli jak Marvel zmienił superbohaterski segment kina. Również „Watchmen”, „Batman: The Animated Series” i trylogia Nolana wydają się dla nich nie istnieć.

Marvel silny słabością bohaterów, a Warner woli prężenie muskułów

W MCU wyeksponowano jeden z najważniejszych atutów komiksowych bohaterów Stana Lee. Kevin Feigep okazuje słabości herosów, których nie chroni mityczny „plot armor”. Nawet najbardziej kosmiczne historie sprowadzają herosów na ziemię. Tymczasem DC uparcie urządza epicki pokaz siły, a muskuły prężą postacie bez backgroundu. W „Lidze Sprawiedliwości” i „Aquamanie” nie ma stawki i obawy o losy bohaterów. Wszyscy są potężni, niezniszczalni i roześmiani nawet gdy ważą się losy świata. Gdy Tony Stark po bitwie o Nowy Jork zmaga się z PTSD, Aquaman beztrosko dziesiątkuje szkarady Steppenwolfa. Gdy Hawkeye nosi aparat słuchowy, a Thor obrywa aż serce pęka, Black Adam i Shazam są nie do ruszenia.

Dla filmów DC nadchodzi Endgame. Gunn okaże się niewypałem? DCEU przyzwyczaja fanów do słabych filmów. Niestety, nawet jeśli powstanie dobra produkcja w tym uniwersum, fani mogą ją przegapić, bo odruchowo na nią nie pójdą. Po co iść do kina skoro i tak film trafi na HBO?

Aż dziwi fakt, że James Gunn nie sięga po genialne i mroczne historie z komiksów DC, które biją marvelowskie bajki na głowę. Wystarczy kilka dobrych filmów z Batmanem, zbudowanie więzi z Brucem Waynem, by doprowadzić do wstrząsających „Death in the Family” lub „Knighfall”, które aż się proszą o ekranizację. Wystarczy zbudować relację Supermana z Lois Lane, by stawka wzrosła i heros naprawdę miał o co walczyć.

Niestety, zapowiadany restart uniwersum („Gods and Monsters) nie pomoże jeśli po prostu nie powstaną dobre filmy.

Chcesz więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram

About Post Author

Pan Od Kultury - Wojciech Kozicki

Miłośnik dobrych historii, gitarzysta, fan "Misia" i starych komiksów