„Stulecie trucicieli” to wciągająca książka, chociaż chwilami autorka trochę truje. Linda Stratmann namieszała jak alchemik w probówce. Ta pozycja to jednocześnie powieść historyczna, kryminał, horror, czarna komedia…. i poradnik dla trucicieli?
Książka „Stulecie Trucicieli” to zabójcza mieszanka. Nie jest to instruktażdla domorosłych trucicieli, chociaż mogą to sugerować tytuły rozdziałów, np. „Diabelskie kluski”, „Uduszony z cebulką” i „Sprawy małżeńskie”. „Stulecie trucicieli” na przykładzie otruć w XIX wieku przybliża początki nowoczesnej toksykologii. Opisuje wyścig między trucicielami, a wymiarem sprawiedliwości. Trzeba przyznać, to istna szermierka na trucizny i antidota.
Chcesz więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram
„Stulecie trucicieli” to książka zachęcająca do gotowania
W „Stuleciu trucicieli” jest ciekawie i z detektywistycznym sznytem. Bywa makabrycznie i groteskowo. Linda Stratmann nie szczędzi szczegółów, np. dotyczących treści żołądkowych, zapachów i badań na zwierzętach. Dobrze wie jak sprawić, by zrobiło się niedobrze. Pisze ze swadą i humorem kojarzącym się z książką „Co nas (nie) zabije. Największe plagi w historii ludzkości”.
„Stulecie trucicieli” czyta się jak wartki kryminał, choć momentami staje się studium przypadków zbrodni w epoce wiktoriańskiej. Jeśli jednak ktoś chce się dowiedzieć np. kto komu i dlaczego dodawał zabójcze specyfiki do owsianki, będzie wniebowzięty.
Wnioski po przeczytaniu „Stulecia trucicieli”? 1) Dobrze, że żyjemy w XXI wieku. 2) Obiad lepiej robić sobie samodzielnie.
Linda Stratmann przedstawia zarówno głośne, jak i prawie nieznane przypadki otruć w wiktoriańskiej Anglii oraz kreśli portrety najgroźniejszych trucicieli tamtych czasów. Opowiada o trwającym całe stulecie pojedynku na spryt i środki, o szybkim postępie w toksykologii sądowej i próbach urzędowego ograniczenia sprzedaży trujących substancji – pisze lubimyczytac.pl.
Chcesz więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram