Wąchanie chrzanu, sprzątanie kuwety, skrobanie grzyba z fugi w łazience, liczenie kasztanów… można robić wiele ciekawszych rzeczy, niż oglądanie filmu „Venom 3: Ostatni taniec”.
Sony kontynuuje to w czym ma czarny pas. Znowu marnuje potencjał świetnych postaci i historii z komiksów Marvela. Morbius, Venom, Carnage, Madame Web, wkrótce Kraven – uniwersum porażek rośnie jak na drożdżach. Jednak tym razem jest gorzej. Nie dość, że film „Venom 3: Ostatni taniec” robi idiotę z samego Venoma, to próbuje tego samego z widzem.
Amerykanie są niesamowici. Potrafią z bułki z mielonym kotletem uczynić sztukę. Z asfaltowej drogi na zadupiu potrafią uczynić kultowe miejsce, ktore chce zobaczyć cały świat. Ale żeby zrobić z genialnych komiksów dobry film? To ich przerasta.
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram
Venom 3: taniec z idiotami – film który obraża widza
Oszałamiające sceny akcji, zabawne dialogi, dobre aktorstwo, monumentalna kulminacja trylogii, przerażający czarny charakter, wzruszające zakończenie… tego w „Venom 3: Ostatni Taniec” nie znajdziecie. Ten film jest ANI. Ani zabawny, ani straszny, ani wzruszający. Pierwsza część Venoma aspirowała do bycia pocieszno-strasznym „buddy movie”. Druga nieudolnie udawała horror. Trzeci „Venom” zupełnie nie wie czym chce być. Gęsto jest za to od żenujących żartów (sikanie na buty, ha ha…), topornych ekspozycji i przerysowanych postaci. Jakbyśmy cofnęli się w czasie o 20-30 lat. Sony ugrzęzło w tamtej epoce i nie rozumie, że kino superbohaterskie ruszyło z kopyta. Nakręcono przecież takie filmy jak „Watchmen”, serię filmów „Avengers”, Nolan nakręcił genialną trylogię o Batmanie. „Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz” pokazał, że zamiast peleryn i majtek na spodniach, ekranizacja komiksu może zaoferować o wiele więcej. Sony albo jest ślepe, albo uparcie nie chce tego zauważyć. Zero wyciągniętych wniosków po Morbiusie i Madame Web.
Fabuła? Jakaś jest, byle odhaczyć. Przypomina lichą konstrukcję sklejaną na ślinę i resztki kleju biurowego, które zostały po Venomie 1 i 2. Eddie Brock jest poszukiwany za zabójstwo z „Venom 2: Carnage”. Postanawia wyruszyć w podróż do Nowego Jorku, by tam oczyścić swoje imię. Daleko jednak nie zajdzie, bo na planecie Klyntar budzi się wszechpotężny Knull. Chce zdobyć Kodeks, który tkwi w Brocku/Venomie. Wysyła więc na Ziemię kosmiczne robale polujące na symbionty. Dobra, odhaczone, możemy się naparzać i rzucać żenującymi żartami.

Scenariusze poprzednich części Venoma napisała Kelly Marcell. Niestety, znowu chwyciła za pióro i do tego zadebiutowała jako reżyser. Dokonała jednak nie lada wyczynu – stworzyła półtoragodzinny film, który dłuży się jak diabli. Chyba obawiała się, że widzowie zaczną wychodzić w trakcie seansu, więc jak najszybciej chciała powiedzieć jak najwięcej. Efekt? Chaos, urwane wątki, zbędne sceny – jakby montował to Daredevil!
CZYTAJ WIĘCEJ: Kim jest Venom? Najlepsi wrogowie Spider-Mana TOP 11
Nadzieją filmu był wszechpotężny Knull. Czyste zło, Bóg Symbiontów istniejący jeszcze przed powstaniem wszechświata. W komiksach („Absolute Carnage”, „King in Black”) jest to drań groźniejszy od Thanosa, którego z trudem pokonała ekipa złożona z takich bohaterów jak X-Men, Fantastyczna Czwórka, Silver Surfer i Avengers. Sony ma jednak komiksy w miejscu, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Zrobiono z Knulla czarny charakter pokroju Rity Odrazy z „Power Rangers”. Nie ma czasu na budowanie postaci, więc już w pierwszej scenie filmu Knull opowiada kim jest i co planuje. Ledwo się wyrobił, bo w całym filmie jest go może ze 30 sekund.
Tak krótki film, a jednak scen zbędnych jest od groma. Przykładowo, jedna z nieistotnych postaci dostaje sporą ekspozycję. Dowiadujemy się o tragedii z dzieciństwa, śmierci brata i jego fascynacji Strefą 51. Jak na tak krótki film, poświęcono na to wprowadzenie sporo cennego czasu. I co? I NIC. Jakby reżyserka o tym wątku zapomniała.
VENOM: THE LAST DANCE – po co i dla kogo powstał ten film?
Kogo obchodzi „Venom 3: Ostatni taniec”? Na pewno nie aktorów, którzy ewidentnie mają ten film w miejscu niecenzuralnym. I na pewno nie widzów. Przez trzy filmy nie położono emocjonalnych fundamentów, nie ma więzi z bohaterami, brakuje stawki. Nie ma nostalgii, która ratuje filmy Marvela w chwilach słabości.
W finale jedna z postaci wspomina ważne momenty z całej trylogii. Nie dość, że wzruszenia brak, to jeszcze wspominamy…. sceny sprzed kilkunastu minut!
Podatki, przekręty finansowe, masochizm, robienie komuś na złość, masoński spisek… cholera, musi być jakiś powód dlaczego Sony kręci te *** filmy! Przecież widzą scenariusz i wiedzą, że szykuje się klapa w box office. Wiedzą jakie będą recenzje, że stracą miliony dolarów. A jednak uniwersum porażek rośnie. I chociaż jest jak papuga ze skeczu Monty Pythona, martwe na amen i cuchnie, to Sony wmawia nam, że jest inaczej.
Oglądając komiksowe adaptacje Sony, tak jak filmy Warner Bros./DC, nasuwają się zawsze te same dwa pytania. Przed seansem: jak bardzo źle będzie tym razem? I po seansie: jak można to było aż tak zepsuć? Teraz dodałbym trzecie pytanie: jak długo jeszcze?
Wnioski po seansie „Venom 3: Ostatni taniec”:
- Knull stał się czarnym charakterem na miarę Rity Odrazy z Power Rangers
- Film montował chyba Daredevil
- Film ma ok. 95 minut, a się dłuży
- Najgorsza scena retrospekcji/wspomnień ever
- Należy się nagroda za zgon w najdziwniejszej pozycji
- Z Venoma zrobiono totalnego idiotę
- Tytuł filmu wybierał ktoś niepełnosprytny
- W czasie walk znowu chaos, nie wiadomo kto z kim
- Wszystko co najlepsze jest w zwiastunach
- Twórcy Venoma chcieli być jak Marvel? Przypomniał mi się cytat z Pitbulla… „Chciałeś być jak Rutkowski, ale jesteś debilem”. Pasuje idealnie
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram