Horror o nawiedzonym domu, zbrodnia sprzed lat, duch w wiktoriańskiej rezydencji… czy można jeszcze z tych motywów wykrzesać coś nowego? Riley Sager powieścią „Wróć przed zmrokiem” na szczęście nawet nie próbuje. Pytanie czy lepszy z niego pisarz czy po prostu znawca ludzkiej natury?
Dlaczego kochamy horrory i historie o nawiedzonych domach? Karol Darwin pisał o potrzebie strachu wpisanej w naszą zwierzęcą naturę. Opisał małpy, które nawet bezpieczne w niewoli, raz za razem otwierały pojemnik z wężami. To tzw. „predator inspection” – chęć zdobywania informacji o zagrożeniach w naszym otoczeniu i uczenia się radzenia sobie z nimi. Horrory są dla współczesnego człowieka pudełkiem z wężami? Sager to wie i wykorzystuje po mistrzowsku.
Wróć przed zmrokiem – horror, który unika błędów mistrzów grozy
Fabuła jest prosta. Kolejny nawiedzony dom. Kolejna wiktoriańska rezydencja. Rodzina kupiła nieruchomość Baneberry Hall, w której kiedyś doszło do zbrodni. Nagle w środku nocy uciekają z domu, pozostawiając cały dobytek. Po latach dorosła Maggie wraca do Baneberry Hall, próbując rozwikłać zagadkę tamtej feralnej nocy. Kim jest Pan Cień? Skąd w domu wzięły się węże? Co za diabelstwo czai się w szafie? Riley Sager oszczędnie odsłania karty, prowadząc równorzędnie dwie historie – losy dorosłej Maggie i wspomnienia jej ojca sprzed 25 lat.
Chcesz więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram
„Wróć przed zmrokiem” to horror dojrzały. Bez uroczego kiczu Grahama Mastertona. Bez gadulstwa Stephena Kinga. Sager straszy z wyczuciem. Zamiast szafować upiorami, woli elementy paranormalne sugerować. Zamiast ujawnić ducha, buduje poczucie jego obecności. Groza niespiesznie eskaluje, dając bohaterom opowiedzieć swoją historię. Na szczęście Sager pilnuje żeby za bardzo się nie rozgadali.
Horror darwinowski, horror dziennikarski?
Riley Sager wiele lat przepracował jako dziennikarz i redaktor. W powieści „Wróć przed zmrokiem” jak na dobrego dziennikarza przystało, traktuje słowa jako cenną amunicję. Strzela krótkimi i precyzyjnymi seriami. Szybko wciąga czytelnika w przedstawianą rzeczywistość. Rozdziały są zwarte, bez zbędnych dygresji, co daje filmową dynamikę, szczególnie w rozbuchanym finale.
Nic nowego – można podsumować powieść Sagera. Z gracją rzemieślnika układa typowe dla horrorów elementy w typową całość. Jakby odhaczał je z listy w horrowym Excelu. Duch – jest. Tablica Ouija – jest. Przerażający obraz – jest. Dziecko widzące duchy – jest. A jednak świadomie i z satysfakcją idziemy utartą ścieżką prowadzeni przez Sagera za rękę. I ta wycieczka sprawia radość jak diabli. Być może rzeczywiście jesteśmy małpami opisanymi przez Darwina i chcemy popatrzeć na węża w pudełku. Dla takiej książki warto być małpą.
Chcesz więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i Instagram